Ceny w Polsce

środa, 5 marca 2008

Ceny będą szybowały w górę

Lawinowo drożeje energia i gaz. Te podwyżki na pewno odczujemy, bo sięgną one 20-30 proc. i pociągną za sobą kolejną falę podwyżek od nawozów sztucznych, aż po środki transportu, a co za tym idzie zdrożeje także chleb i inne produkty żywnościowe.

Rośnie spirala obaw inflacyjnych. Coraz wyraźniej widać, że podwyżki stóp procentowych niewiele tu pomogą. Nie jest to spowodowane jedynie czynnikami wewnętrznymi, ale ma też swoje uwarunkowania zewnętrzne.

Ostatnie dni przyniosły rekordowe notowania cen ropy - 101,102 USD za baryłkę. Te podwyżki rzutują również na wysokość inflacji w Polsce. U nas przede wszystkim lawinowo drożeje energia, gaz i te podwyżki na pewno odczujemy, bo sięgną one 20-30 proc. I pociągną za sobą kolejną falę podwyżek od nawozów sztucznych, aż po środki transportu, a co za tym idzie zdrożeje także chleb i inne produkty żywnościowe.

Benzyna, gaz, nawozy i żywność

Wraz z podwyżkami gazu ceny nawozów sztucznych, istotne dla produkcji rolnej, wzrosną najprawdopodobniej o 10 proc. Bardzo szybko poczują to konsumenci w podwyżkach produktów spożywczych, a ceny te już i tak rosną z powodów klimatycznych i nieurodzajów. Cena benzyny osiągnie na koniec roku zapewne poziom 5 zł. To spowoduje skokowy wzrost środków transportu, które już pod koniec 2007 r. zdrożały o ok. 10 proc.

My konsumenci będziemy musieli borykać się z takimi podwyżkami, jak wzrost cen kursów na prawo jazdy, herbaty, która ma być najdroższa od lat, wzrost cen detalicznych zapowiedziany jest na 10-15 proc.

Mamy też już wzrost podwyżki minimalnej ceny na papierosy. W górę szybują ceny gazu, a należy pamiętać, że w stosunku do płac w Polsce jego cena jest jedną z wyższych w Europie, a po podwyżkach 30-proc. byłaby wyższa niż w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii.

Inflacja - zjawisko globalne


Pocieszające jest jedynie to, że inflacja jest dziś problemem ogólnoświatowym nie tylko naszym, polskim. W Niemczech to 2,7 proc., Stany Zjednoczone 4,3 proc., Brazylia 4,6 proc., Rosja - drastyczny poziom - 12,6 proc., Chiny 7,1 proc., nawet Japonia, gdzie mieliśmy do czynienia z deflacją z poziomu minus 0,2 proc., wzrosła w 2008 r. do poziomu 0,7 proc., to jak na Japonię bardzo wysoki wzrost.

Drogie surowce

Drożeją też ceny surowców na świecie. Szacuje się ten wzrost na poziomie ok. 10 proc. Rosną ceny złota, platyny, ceny stali. Rosną ceny pszenicy, cukru, kawy. Ta hossa trwa już od 2001 r. i wygląda na to, że szybko się nie skończy.

W większej mierze powodem tych wzrostów są czynniki spekulacyjne, niż fundamentalne. Wystarczy spojrzeć na naszą gospodarkę: czynniki fundamentalne są całkiem obiecujące. W Polsce do sporego zamieszania przyczyniła się też paniczna ucieczka inwestorów z giełdy. Mówi się, że wycofano w tym czasie od 20-40 mld zł środków.

Złe szacunki

Inflacja w Polsce w stosunku do ubiegłego roku, kiedy to wynosiła 1,6 proc. wzrosła dziś do poziomu 4,3 proc. Można założyć, że inflacja osiągnie poziom 5, a nawet 6 proc. Wtedy okaże się, że RPP znowu nie trafiła w cel inflacyjny, przestrzeliła swoje oczekiwania o 100 czy 200 proc. Natomiast szacunki wiceministra Stanisława Gomułki to inflacja na poziomie 3,5 proc.

Kolejne wydatki - emerytury

W tym roku czeka nas też waloryzacja rent i emerytur o 6,5 proc., to nowy wydatek. Tymczasem związki zawodowe domagają się 9 proc. waloryzacji. Każdy punkt procentowy w waloryzacji to miliard złotych, które będzie musiało wyłożyć państwo. Rośnie też presja płacowa, której trzeba będzie sprostać.

Być może byłoby nam łatwiej, gdybyśmy mieli większą możliwość wykorzystania unijnych środków pomocowych. Te jednak się opóźniają, na sytuację narzekają przedsiębiorcy, że dostępność tych środków do połowy roku będzie praktycznie żadna.

Inflacja zje pensje

Nowy rząd stoi zatem przed bardzo poważnymi wyzwaniami. Interwencji i podjęcia decyzji wymaga dziś już nie tylko służba zdrowia, oświata czy wypłaty emerytur z II filara, ale również kwestie związane z polityką pieniężną, kursową i płacową czy wreszcie z rosnącymi kosztami utrzymania.

Tych problemów nie rozwiążą zapowiedzi wprowadzenia podatku liniowego, to raczej pogłębi tylko kłopoty budżetowe. Będzie też niewątpliwie niekorzystny dla najbiedniejszych obywateli, którzy dziś realnie płacą ok. 14-proc. stopę podatkową, a mowa jest o 19 proc. podatku. Dla nich będzie to podwyżka, a nie obniżka.

W kolejnych 100 dniach rządzenia oczekiwać należy odpowiedzi od rządu, w jakim kierunku Polska powinna się rozwijać. Jak zmierza się on z tym poważnym wyzwaniem, kiedy Polacy jesienią policzą sobie jak bardzo wzrosły koszty utrzymania.

Autor: Janusz Szewczak, Gazeta Finansowa

0 komentarze:

Archiwum

Etykiety